poniedziałek, 6 stycznia 2014

Rozdział 20

Tak, to już okrągły dwudziesty rozdział, jakaś 1/3 tego opowiadania. ;)
______________________________________

Energicznym ruchem wyciągnęłam z szafy małą, szarą walizkę, którą zazwyczaj zabieram na kilkudniowe wakacje jako torbę podręczną. Pomyślałam, że dzięki jej niedużemu rozmiarowi wezmę tylko najpotrzebniejsze rzeczy, które nie będą ciążyły mi podczas drogi.
Cały wyjazd dokładnie zaplanowałam. Rodzicielka tym razem spędzała w pracy cały dzień, do tego miała także nocną zmianę. Przejrzałam też rozkład jazdy autobusów, który na moje szczęście ruszał chwilę po odjeździe mamy. Gorszym problemem były jednak przygotowania, które musiałam ukryć przed ukochaną kobietą, która cały czas krzątała się po korytarzu w poszukiwaniu torebki.
-Hayley, na pewno jej nie widziałaś? – kobieta wsunęła głowę do mojego pokoju, przyglądając się dokładnie mojej zdenerwowanej sylwetce.
-Nie. – powiedziałam, gwałtownym ruchem zamykając otwartą dotąd szafę.
-Widocznie gdzieś ją zgubiłam… - spojrzała na zegarek - Cholera. Muszę być w pracy za dwadzieścia minut.
-Pożyczyć ci moją? – z trudem zachowywałam miły, spokojny ton.
-Jeśli możesz. Masz jakąś czarną? – jej szczupłe nogi zrobiły kilka kroków w moją stronę.
Nie odpowiadając podeszłam do dużej, białej szuflady, w której trzymałam dodatki.
-Może być? – spytałam, wyciągając małą, czarną torebkę ze złotymi zdobieniami.
-Hmm… Ładna. Skąd ją masz? – rodzicielka złapała łapczywie dodatek, dokładnie mu się przyglądając.
-Ze sklepu. – uśmiechnęłam się.
-Nie ważne. Jutro wieczorem wychodzę. Pożyczysz mi ją też wtedy? – w głosie matki usłyszałam lekkie zdenerwowanie.
-Jak to wychodzisz? Gdzie? – zapytałam zdziwiona.
Od śmierci ojca mama nigdy nigdzie nie wychodziła. Zajmowała się głównie pracą, domem i mną, a teraz, gdy jestem starsza… Zaczyna wychodzić? Gdzie pójdzie? Dokąd? Z kim?
-Idę do restauracji. – ruszyła znacząco ramionami.
-Z kim? – spytałam prawie krzykiem.
-Ze znajomym… - kobieta udała się w stronę drzwi.
-Nie tak szybko! – krzyknęłam zastawiając jej przejście – Z jakim znajomym?
-Pamiętasz… - przerzuciła oczami, składając ręce na piersi – Był u nas, kiedy miałaś zaprosić Harry’ego, ale wybraliście spacer…
-Nie możesz z nim iść. – zacisnęłam pięści, jeszcze bardziej wbijając się w drzwi.
-Hayley, to moje życie i moje decyzje. Co Ci w nim przeszkadza? – zapytała łapiąc mnie za ramię.
-To ojciec Harry’ego! – krzyknęłam nie dając za wygraną.
Mina matki wyraziła duże zdziwienie. Kobieta rozchyliła usta, jak gdyby miała coś powiedzieć, jednak po chwili zrezygnowała zaciskając je mocno.
-Zostawił go, gdy ten był dzieckiem… Przez długo udawał przykładnego ojca... Później… Z A G I N Ą Ł, rozumiesz? Zniknął. Kazałaś mi zaprosić Harry’ego. Wtedy on zobaczył swojego ojca i wolał go nie oglądać. Spacer… Jaki spacer? Musiałam go gonić. Pomóc mu. To było dla niego jak kowadło, które spadło znienacka. – wyjaśniłam, na co w moich oczach utworzyły się słone łzy.
-Dziecko… - matka przytuliła mnie, jednak z wielką trudnością odepchnęłam ją.
-Nie chcę. – powiedziałam, po czym przesunęłam się dając jej odejść.
Wyszła bez zbędnych słów. Nie zabrała nawet pożyczonej torebki i tak była już wystarczająco spóźniona.
***
Stałam w mrozie otulona jedynie ciepłą kurtką zimową. W posiniałej ręce ściskałam ‘’rączkę’’ walizki, która przed chwilą toczyła się za mną. Z przymrużonymi oczami obserwowałam twarze ludzi czekających na ten sam autobus co ja. Było ich mnóstwo – dorośli, dzieci, nastolatki – wszyscy.
Patrząc na trzęsące się rączki małej dziewczynki modliłam się o przyjazd autobusu. Prośby zostały wysłuchane dopiero po kilku minutach. Duży, czerwony, piętrowy autobus nadjechał, na co tłum ludzi dosłownie obarczył go ze wszystkich stron. Każdy chciał zająć najlepsze miejsce, a ja po prostu stanęłam na uboczu czekając, aż wszyscy wsiądą. Jak zawsze została mi jedynie pozycja stojąca i ponad godzinę drogi. Liczyłam na zwolnienie się jakiegoś miejsca w trakcie jazdy jednak nic bardziej mylnego.
-A pani, gdzie się wybiera? – miła, starsza kobieta zwróciła się do mnie z miłym uśmiechem.
-Do Chelmsford. – odpowiedziałam ze sztuczną radością.
-Jest pani pewna? Jedziemy do Crawley. Chelmsford znajduje się na drugim końcu. – odrzekła miło, na co ja wręcz zamarłam.
Jak mogła wkraść mi się taka pomyłka? Jak mogłam wsiąść do złego autobusu? Dlaczego?
Z niedowierzaniem sięgnęłam po rozkład jazdy który wcześniej znalazł się w mojej kieszeni. Zlustrowałam dokładnie listę.
-Widzi pani, Chelmsford o 10:20. – uspokoiłam się.
-Proszę zobaczyć pod spodem. Crawley o 10:15. Pojazd do Chelmsford jedzie zaledwie pięć minut później. Pomyłki się zdarzają. – kobieta spojrzała na mnie pocieszającym wzrokiem, jednak wcale nie zareagowałam.
Długo zastanawiałam się, gdzie trafię. Nic nie wiedziałam o tym mieście. To prawda, nie byłam dokładna jeśli chodzi o godzinę, to był tylko i wyłącznie mój błąd. Gdybym go nie popełniła, byłabym w drodze do Harry’ego, teraz jestem jedynie w drodze po przygodę…

Jeśli przeczytałaś/eś skomentuj choć jednym słowem, dodając mi tym samym więcej chęci do pisania. :)

3 komentarze:

  1. I znowu Pierwsza xD :) Rozdział jak zawsze Boski <3 Czekam na next ;*
    @Minkaaa6

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne, a ta pomyłka z tym autobusem genialna ;]
    Ale szczerze, nie chciałabym sie znalezc w takiej sytuacji :P
    Nie mogę sie doczekac kolejnego rozdziału i dowiedzenia sie co się stanie :D

    Zapraszam też do sb, niedawno zaczęłam
    http://someday-ff.blogspot.com/
    P.xx

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K