Tak, to już okrągły dwudziesty rozdział, jakaś 1/3 tego opowiadania. ;)
______________________________________
Energicznym ruchem wyciągnęłam z szafy małą, szarą walizkę,
którą zazwyczaj zabieram na kilkudniowe wakacje jako torbę podręczną.
Pomyślałam, że dzięki jej niedużemu rozmiarowi wezmę tylko najpotrzebniejsze
rzeczy, które nie będą ciążyły mi podczas drogi.
Cały wyjazd dokładnie zaplanowałam. Rodzicielka tym razem
spędzała w pracy cały dzień, do tego miała także nocną zmianę. Przejrzałam też
rozkład jazdy autobusów, który na moje szczęście ruszał chwilę po odjeździe
mamy. Gorszym problemem były jednak przygotowania, które musiałam ukryć przed
ukochaną kobietą, która cały czas krzątała się po korytarzu w poszukiwaniu
torebki.
-Hayley, na pewno jej nie widziałaś? – kobieta wsunęła głowę
do mojego pokoju, przyglądając się dokładnie mojej zdenerwowanej sylwetce.
-Nie. – powiedziałam, gwałtownym ruchem zamykając otwartą
dotąd szafę.
-Widocznie gdzieś ją zgubiłam… - spojrzała na zegarek -
Cholera. Muszę być w pracy za dwadzieścia minut.
-Pożyczyć ci moją? – z trudem zachowywałam miły, spokojny
ton.
-Jeśli możesz. Masz jakąś czarną? – jej szczupłe nogi
zrobiły kilka kroków w moją stronę.
Nie odpowiadając podeszłam do dużej, białej szuflady, w
której trzymałam dodatki.
-Może być? – spytałam, wyciągając małą, czarną torebkę ze
złotymi zdobieniami.
-Hmm… Ładna. Skąd ją masz? – rodzicielka złapała łapczywie
dodatek, dokładnie mu się przyglądając.
-Ze sklepu. – uśmiechnęłam się.
-Nie ważne. Jutro wieczorem wychodzę. Pożyczysz mi ją też
wtedy? – w głosie matki usłyszałam lekkie zdenerwowanie.
-Jak to wychodzisz? Gdzie? – zapytałam zdziwiona.
Od śmierci ojca mama nigdy nigdzie nie wychodziła. Zajmowała
się głównie pracą, domem i mną, a teraz, gdy jestem starsza… Zaczyna wychodzić?
Gdzie pójdzie? Dokąd? Z kim?
-Idę do restauracji. – ruszyła znacząco ramionami.
-Z kim? – spytałam prawie krzykiem.
-Ze znajomym… - kobieta udała się w stronę drzwi.
-Nie tak szybko! – krzyknęłam zastawiając jej przejście – Z
jakim znajomym?
-Pamiętasz… - przerzuciła oczami, składając ręce na piersi –
Był u nas, kiedy miałaś zaprosić Harry’ego, ale wybraliście spacer…
-Nie możesz z nim iść. – zacisnęłam pięści, jeszcze bardziej
wbijając się w drzwi.
-Hayley, to moje życie i moje decyzje. Co Ci w nim
przeszkadza? – zapytała łapiąc mnie za ramię.
-To ojciec Harry’ego! – krzyknęłam nie dając za wygraną.
Mina matki wyraziła duże zdziwienie. Kobieta rozchyliła
usta, jak gdyby miała coś powiedzieć, jednak po chwili zrezygnowała zaciskając
je mocno.
-Zostawił go, gdy ten był dzieckiem… Przez długo udawał
przykładnego ojca... Później… Z A G I N Ą Ł, rozumiesz? Zniknął. Kazałaś mi
zaprosić Harry’ego. Wtedy on zobaczył swojego ojca i wolał go nie oglądać.
Spacer… Jaki spacer? Musiałam go gonić. Pomóc mu. To było dla niego jak
kowadło, które spadło znienacka. – wyjaśniłam, na co w moich oczach utworzyły
się słone łzy.
-Dziecko… - matka przytuliła mnie, jednak z wielką
trudnością odepchnęłam ją.
-Nie chcę. – powiedziałam, po czym przesunęłam się dając jej
odejść.
Wyszła bez zbędnych słów. Nie zabrała nawet pożyczonej
torebki i tak była już wystarczająco spóźniona.
***
Stałam w mrozie otulona jedynie ciepłą kurtką zimową. W
posiniałej ręce ściskałam ‘’rączkę’’ walizki, która przed chwilą toczyła się za
mną. Z przymrużonymi oczami obserwowałam twarze ludzi czekających na ten sam
autobus co ja. Było ich mnóstwo – dorośli, dzieci, nastolatki – wszyscy.
Patrząc na trzęsące się rączki małej dziewczynki modliłam
się o przyjazd autobusu. Prośby zostały wysłuchane dopiero po kilku minutach.
Duży, czerwony, piętrowy autobus nadjechał, na co tłum ludzi dosłownie obarczył
go ze wszystkich stron. Każdy chciał zająć najlepsze miejsce, a ja po prostu
stanęłam na uboczu czekając, aż wszyscy wsiądą. Jak zawsze została mi jedynie
pozycja stojąca i ponad godzinę drogi. Liczyłam na zwolnienie się jakiegoś
miejsca w trakcie jazdy jednak nic bardziej mylnego.
-A pani, gdzie się wybiera? – miła, starsza kobieta zwróciła
się do mnie z miłym uśmiechem.
-Do Chelmsford. – odpowiedziałam ze sztuczną radością.
-Jest pani pewna? Jedziemy do Crawley. Chelmsford znajduje
się na drugim końcu. – odrzekła miło, na co ja wręcz zamarłam.
Jak mogła wkraść mi się taka pomyłka? Jak mogłam wsiąść do
złego autobusu? Dlaczego?
Z niedowierzaniem sięgnęłam po rozkład jazdy który wcześniej
znalazł się w mojej kieszeni. Zlustrowałam dokładnie listę.
-Widzi pani, Chelmsford o 10:20. – uspokoiłam się.
-Proszę zobaczyć pod spodem. Crawley o 10:15. Pojazd do
Chelmsford jedzie zaledwie pięć minut później. Pomyłki się zdarzają. – kobieta spojrzała
na mnie pocieszającym wzrokiem, jednak wcale nie zareagowałam.
Długo zastanawiałam się, gdzie trafię. Nic nie wiedziałam o
tym mieście. To prawda, nie byłam dokładna jeśli chodzi o godzinę, to był tylko
i wyłącznie mój błąd. Gdybym go nie popełniła, byłabym w drodze do Harry’ego,
teraz jestem jedynie w drodze po przygodę…
Jeśli przeczytałaś/eś skomentuj choć jednym słowem, dodając mi tym samym więcej chęci do pisania. :)
Jeśli przeczytałaś/eś skomentuj choć jednym słowem, dodając mi tym samym więcej chęci do pisania. :)
I znowu Pierwsza xD :) Rozdział jak zawsze Boski <3 Czekam na next ;*
OdpowiedzUsuń@Minkaaa6
Super rozdział! Czekam nn ;***
OdpowiedzUsuńŚwietne, a ta pomyłka z tym autobusem genialna ;]
OdpowiedzUsuńAle szczerze, nie chciałabym sie znalezc w takiej sytuacji :P
Nie mogę sie doczekac kolejnego rozdziału i dowiedzenia sie co się stanie :D
Zapraszam też do sb, niedawno zaczęłam
http://someday-ff.blogspot.com/
P.xx