niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 18



   Tydzień zleciał mi tym razem bardzo szybko, gdyż nim zdążyłam się obejrzeć znów czekała na mnie szkoła, do której uczęszczanie stało się wręcz monotonne. Codzienna rutyna zaczynała mnie nudzić. Nabierałam coraz więcej ochoty do podejmowania wyzwań, stawiania się ponad przeciwności losu, które w moim życiu były dość łaskawe i pojawiały się rzadko. Nie zawsze mogłam pozwolić sobie na ciekawą przygodę dostarczającą mnóstwo adrenaliny, której mi brakuje.
To prawda, większość ludzi narzeka na to, że ma kłopoty, że jest źle, że nie dają sobie rady, a ja? Ja pragnę emocji i stawiania czoła problemom, z którymi prawie nigdy się nie zmierzałam.
Jeszcze niedawno jedynym moim zmartwieniem było nieodrobione zadanie czy niezapowiedziana kartkówka, jednak teraz chciałabym zacząć rozwijać się pod kątem szkoły życia, która nauczy mnie prawidłowego podejmowania wyborów, a nie mnożenia.
Ta codzienna rutyna została przerwana wraz z pojawieniem się Harry’ego. Słowo szkoła nabrało innego znaczenia. Zyskałam wiele wspaniałych wspomnień, niektóre z nich przyprawiają  mnie nadal o ból głowy i szybsze bicie serca, jednak nadal są w mojej pamięci i nie znikną.
   Kolejny dzień przyniósł mi kolejną wyprawę do szkoły, która tym razem nie zakończyła się przemoczonym ubraniem. Na dworze panowała ciepła atmosfera spowodowana słońcem, które oświetlało radosne twarze Brytyjczyków. Każdy z przechodniów uśmiechał się, jak nigdy, zresztą jak można nie cieszyć się z tego, że ostatnie dni roku są słoneczne i zapowiadają szybsze nadejście wiosny. W Londynie deszcz może padać na okrągło, nawet zimą poskąpił śniegu na swoją rzecz. Widok słońca wschodzącego nad horyzontem znacznie poprawił także mój humor.
   Budynek szkoły - jak zawsze – w ciepłe dni został oblężony przez, pragnących zaznać promieni słonecznych, nastolatków, na których widok głośno westchnęłam.
Przed oczyma z prędkością światła mrugały mi twarze znajomych osób takich jak Megan Smith, James Rine czy Beth White. Spomiędzy wymienionych osób próbowałam ‘’wyciągnąć’’ Loczka, jednak za nic nie mogłam go znaleźć. Przepadł jak kamień w wodę.
Moje długie, mozolne rozglądanie się przywołało spojrzenia wielu uczniów, a w szczególności znanej mi już Lindsay Cooper. Dziewczyna zrobiła minę, która zasygnalizowała mi zazdrość. Ciemnowłosa zrobiła kilka kroków w moją stronę, dzielnie lustrując moją pobladłą ze zdenerwowania twarz.
-Czyżbyś szukała Styles’a? – spytała z podłym uśmiechem na ustach, składając ręce na piersi.
Milczałam, czując jak blada dotąd twarz zalewa się rumieńcami i staje się czerwona.
-Nie spotkasz go już. – Lindsay utrzymywała wredne spojrzenie, które zostało przyśmierzone szczerym wyrazem twarzy.
Moja buzia znów pobladła na myśl, że Zielonookiego naprawdę nie ma.
Jak to możliwe?’’’’, pomyślałam nerwowo przyglądając się Ciemnowłosej.
Dziewczyna zrobiła kolejne kroki w moją stronę, tak, że teraz była tylko kilka centymetrów ode mnie. Powolnym, delikatnym ruchem skierowała rękę ku mojej twarzy, po czym odgarnęła moje luźno opadające na policzek włosy.
-On wyjechał. – Ciemnowłosa uśmiechnęła się, jakby oczekiwała mojego załamania. – Zdziwiona? – dorzuciła jeszcze, po czym odwróciwszy się na pięcie odeszła w stronę reszty swoich koleżanek.
   Westchnęłam głośno, nie wiedząc na czym skupić myśli. Było ich dosłownie tysiąc na minutę, a każda z nich przewidywała czarny scenariusz. Przemierzając ciemny (od braku okien) korytarz nie mogłam przestać wyobrażać sobie Harry’ego siedzącego w samochodzie, który prowadzi jego matka.
   Zaraz, ale chwila… Jak to wyjechał? Dlaczego wyjechał? Co się stało?
Widziałam go dwa dni temu, szczęśliwego radosnego jak zawsze… Tylko ten moment, w którym nasze usta nie połączyły się, to zamyślone spojrzenie wpatrzone w gwiazdy, ta niechęć do spojrzenia mi w oczy… Zdałam sobie sprawę, że wszystko to było spowodowane zdenerwowaniem, brakiem pewności, stabilizacji. Nie chciał mnie pocałować, nie chciał robić mi nadziei.
Jednak dlaczego wyjechał?
W tym momencie jedyne co przyszło mi do głowy, to rozmowa z panią dyrektor tego dnia, w którym pierwszy raz chciałam go bronić. Ten dzień, w którym zdenerwowany opuścił dyrektorski gabinet przegryzając tym samym wargę.
To wszystko zdawało się być realistyczne, prawdziwe i bardzo logiczne, jednak chęć wyparcia tych myśli z mózgu była silniejsza. Dlaczego to właśnie on musiał odejść?

___________________________________________________________

Obiecany rozdział.
Jak Wam się podobał?
Jak myślicie, co z Harrym?
Po za tym jak podoba Wam się nowy wygląd bloga?
Nowy rozdział już jutro. ;)

Każdy komentarz daje mi chęć do dalszego pisania, więc jeśli przeczytałaś/łeś i chcesz poznać dalsze losy Hayley - proszę skomentuj.

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział 17

Na wstępie:
Bardzo przepraszam Was za to, że przez tak długi czas mnie nie było, ale wróciłam do szkoły po chorobie i zastało mnie tyle nauki, że z czasem nawyk codziennego pisania rozdziału mnie opuścił. Mam nadzieję, że teraz nie zaniedbam tak tego bloga, ponieważ bardzo lubię pisać to opowiadanie. teraz w czas przerwy świątecznej posty będą raczej codziennie, a w czasie szkolnym jakieś 2 na tydzień, więc polecam zaglądać.
Mam nadzieję, że stali czytelnicy wrócą, by dalej poznawać życie Hayley.

_______________________________________________________



    Loczek delikatnie chwycił moją trzęsącą się z niedowierzania dłoń.
-Dlaczego się denerwujesz? – spytał, jakby czytając mi w myślach.
Popatrzyłam na niego z uśmiechem, po czym skierowałam się w stronę drzwi. Zdążyłam jedynie rzucić rodzicielce porozumiewawcze spojrzenie.

-Będę musiał zakryć ci oczy. Jak już mówiłem, to niespodzianka. – mruknął oschle, gdy byliśmy już na zewnątrz.
Zielonooki zwinnym ruchem sięgnął do kieszeni brązowej kurtki, po czym wyciągnął z niej skrawek czarnego materiału będącego chustą. Widok przedmiotu zaniepokoił mnie jeszcze bardziej. Przez długi czas zastanawiałam się, gdzie Harry mnie zaprowadzi i co będzie się tam działo.
    Podczas drogi postanowiłam zadać Loczkowi kilka pytań, jednak chłopak zignorował mnie nie odpowiadając. Na szczęście w miarę dobrze słyszałam jego ciężki oddech, jak i  kroki, które stawiał po mokrym od deszczu chodniku.

-Uważaj, schodek. – usłyszałam po chwili.
Harry objął mnie swoim silnym ramieniem mocniej niż do tych czas, co spowodowało ciarki na mojej skórze, a także poczucie ogromnego bezpieczeństwa.
-Jesteśmy. – zadeklarował po jeszcze kilkuminutowym marszu, po którym stanął za mną i zaczął odwiązywać przepaskę. 

   Gdy ciemny materiał zniknął z moich powiek, moim oczom ukazał się przepiękny widok. Byliśmy tuż przy Big Benie. Księżyc i lampy, które go oświetlały dodawały mu uroku, jednak dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z godziny, która wybiła – było dosyć późno – jednak wcale się nią nie przejęłam.

Odwróciłam się na pięcie, prawie wpadając na Loczka stojącego tuż za mną. Na jego twarzy malował się przepiękny uśmiech wyrażający zadowolenie i radość.
   Chłopak delikatnie chwycił moją dłoń i popatrzył głęboko w moje oczy. Miałam wielką nadzieję na pocałunek, jednak przeliczyłam się. Harry stał bez ruchu jeszcze przez kilka sekund, po czym puścił moją rękę, a swoje włożył do kieszeni.
-Więc… Jak ci się podoba? – zapytał radośnie, rozglądając się dookoła.
-Jest wspaniale. – powiedziałam dość wesołym, jednak równie zawiedzionym głosem.
Ochota na pocałowanie czerwonych z zimna ust Zielonookiego rosła wraz z czasem, jednak on zdawał się zapomnieć, że istnieje. Oparł się o poręcz stojącą na skraju balkonu widokowego, po czym w zamyśleniu zaczął wpatrywać się w gwiazdy. 

_______________________________________________________________

Rozdział jest krótki ponieważ dawno nie blogowałam. ;) 
Może za niedługo wrócę do ''rytmu''. 
Pozdrawiam i do jutra! 
Szablon by S1K