sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 16



   Leżałam w ciepłym łóżku, po uszy otulona miękką, pachnącą kołdrą, która delikatnie drażniła moją bladą skórę. Powieki lekko opadały na zmęczone nadal oczy, które były trochę podkrążone. Jasne, poranne słońce wpadało przez okno, oświetlając tym samym bladoróżową twarz.
Czas wstać, pomyślałam, z wielkim trudem stawiając stopy na miękkim dywanie.
Wolnym krokiem udałam się w stronę łazienki, by wykonać czynności porannej toalety. Po drodze słyszałam krzątającą się po kuchni rodzicielkę, która najprawdopodobniej szykowała mi śniadanie.
   Po wykonaniu wszystkich koniecznych czynności związanych z rankiem, udałam się do serca domu – kuchni. Zapach grzanek czuć było nawet na piętrze, z każdym schodem zwiększała się jego intensywność.
-Dobrze, że jesteś. – mama przywitała mnie lekko poddenerwowana.
-Też się cieszę. – podsumowałam ironicznie.
-Czekałam na ciebie do północy. – rodzicielka podstawiła mi pod nos talerz, na którym widniały smakowite grzanki. – Gdzie byłaś?
Trudno było mi odpowiedzieć, na zadane przez ukochaną kobietę pytanie, gdyż sama nie pamiętałam co tak właściwie wydarzyło się tamtego wieczoru. Alkohol wypity na imprezie, wymazał mi z głowy zdarzenia, które miały miejsce.
-Byłam z Harry’m. – powiedziałam, nie potrafiąc inaczej odpowiedzieć.
-Wiesz, jak bardzo zmieniłaś się od poznania tego chłopaka? – matka oparła ręce na biodrach, po czym spojrzała na mnie złowrogo.
-Wydaje ci się… Nie idziesz dzisiaj do pracy? - próbowałam na siłę zmienić temat.
Rodzicielka nie odpowiedziała mi, wiedziała, że dalsza konwersacja jest zupełnie zbędna, że i tak niczego się nie dowie, niczego co by ją w pełni zadowoliło.
   Spożywałam śniadanie, gdy  po mieszkaniu rozległy się piski, zepsutego dzwonka do drzwi.
-Trzeba to kiedyś naprawić… - matka energicznym krokiem udała się do wejścia.
-Dzień dobry, zastałem Hayley? – usłyszałam znajomy głos, zaraz po tym, gdy mama otworzyła drzwi.
Energicznym ruchem podniosłam się z krzesła, wybiegając na korytarz.
-Harry! – krzyknęłam radośnie na widok chłopaka.
Loczek tajemniczo uśmiechnął się na mój widok, po czym, nadal stojąc naprzeciw mojej matki, zwrócił się do mnie:
-Wszystkiego najlepszego!
W pierwszej chwili myślałam, że chłopak pomylił się, jednak po dłuższym przemyśleniu, zdałam sobie sprawę, że tego dnia były moje urodziny.
   Nie zważałam na ukochaną kobietę stojącą nieopodal, rzuciłam się w ramiona loczka, który silnie mnie objął po czym złożył soczysty pocałunek na moim lekko różowym czole.
-Mam dla ciebie niespodziankę. – powiedział nie puszczając mnie z uścisku. 
_________________________________________
Na wstępie - przepraszam za jakość rozdziału i moją nieobecność.
W tym tygodniu miałam mnóstwo nauki - nadrabianie lekcji po chorobie, konkurs biologiczny. 
Wszystkiego się tyle nazbierało...
Ponadto postanowiłam skupić się bardziej na szkole i sprawach prywatnych, tak więc posty dodawać będę w piątki, soboty i niedziele (jeśli napiszę w jednym dniu dwa rozdziały to dodam w środku tygodnia). 
Ugh... Muszę się pochwalić, że konkurs poszedł mi całkiem nieźle, mimo że nie przeszłam do dalszego etapu bardzo się cieszę. :)
To tyle, do jutra! 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 15



-Harry u nas był. – rodzicielka weszła do pokoju, zastając mnie leżącą bez ruchu na łóżku.
-Po co mi to mówisz? – spytałam z ironią, jednocześnie zamykając oczy.
-To twój chłopak, powinnaś wiedzieć, że u ciebie był. – matka siadła na łóżku tuż obok mnie.
-To nie jest mój chłopak. – zdenerwowana zakryłam twarz dłońmi.
   Nie wiedziałam jak mama, po tym wszystkim mogła myśleć, że chodzę z Harry’m, ponieważ gdyby tak było na pewno nie wracałabym do domu z Zayn’em, a po za tym Loczek nie musiałby pytać czy jestem cała, po imprezie, na którą poszłam z nim. Może to właśnie Brązowooki powiedział mu, że nie pozwolił mi zostać samej, gdy on zabawiał się z Lindsay?
-Wyjdź. – powiedziałam, po czym przekręciłam się na brzuch chowając głowę w dłoniach.
   Po chwili mama opuściła mój pokój, z głośnym westchnięciem, które miało sygnalizować, że jest jej bardzo ciężko.
   Wiedziałam, że zaraz z moich oczu poleją się obfite strumienie łez, które trudno pohamować. Nie miałam zamiaru płakać przy mamie, to nie w moim stylu. Marzyłam o tym, by wszyscy dali mi spokój; chciałam za wszelką cenę zostać sama, unikać spojrzeń i miejsc, w których oczekują od nas miłych i przyjaznych rozmów.
***
   Weszłam do ogromnego budynku szkoły, jak zawsze starając się unikać spojrzeń, jednak tym razem było to trudne, gdyż prawie wszystkie oczy zwrócone były na mnie. Każdy z uwagą przyglądał się mojej sylwetce, zdawał się zauważać każdy drobny szczegół, każdą wadę. Spodziewałam się dlaczego… Lindsay. Musiała coś nagadać, ponieważ nigdy jeszcze nie miałam takiej sytuacji. Bardzo się zdenerwowałam i miałam ochotę do niej podejść, by powiedzieć co o niej myślę. Okazja przyszła mi bardzo szybko, gdyż wypatrzyłam ją w tłumie. Dziewczyna spojrzała na mnie z wrednym uśmiechem, a następnie popatrzyła na Harry’ego, który jak zawsze opierał się o parapet. Lekceważąco przeszłam obok niej i Harry’ego próbując stłumić w sobie złość, po czym siadłam na ławce nieopodal. Nie wiedziałam czym mogę zająć ręce, wiec niespokojnie zaczęłam bawić się osobnym kosmykiem włosów.
-Hayley, dlaczego wczoraj wyszłaś z imprezy? – spytał zatroskany Harry, podchodząc do mnie.
Chłopak usiadł blisko i zaczął wpatrywać się w moją twarz, wyczekując odpowiedzi.
-Hayley… - złapał mnie za rękę, a ja gwałtownie się wyrwałam. –Zależy mi na tobie jak na nikim innym.
-To samo mówisz Lindsay? – spytałam sarkastycznym głosem, po czym schowałam twarz w dłoniach.
-Pogadamy w drodze do domu. – powiedział krótko, po czym odszedł w stronę swojego stałego miejsca – parapetu.
   Cieszyłam się, że Zielonooki stara się opowiedzieć mi jak to było, co do tego doprowadziło, jednak ja nie czułam się na siłach, by o tym słuchać. Na samą myśl o tamtym wieczorze w oczach miałam pełno łez, które po chwili zaczynały spływać po moich piegowatych, różowych policzkach, pokrytych cienką warstwą niezauważalnego pudru.
***
   Wracałam do domu dzielnie stawiając kolejne kroki obok Harry’ego, który dotrzymując obietnicy postanowił odprowadzić mnie do domu.
-Czekałem na ciebie pod toaletą, gdy zawołał mnie Niall, mój przyjaciel. Wyszedłem, by się z nim przywitać, a gdy on odszedł zostałem na chwilę sam, wtedy podeszła do mnie Lindsay, była zupełnie pijana, zaczęła się na mnie wieszać i robić to wszystko co widziałaś. Chciałem odejść i iść po ciebie, ale ona nie dawała mi spokoju, nie chciała mnie zostawić. Powiedziałem jej, że jestem tu z tobą, ale to nic nie dało. W końcu się od niej uwolniłem, jednak ciebie już nie było. Szukałem cię dosłownie wszędzie! Dopiero później Zayn powiedział mi, że chciałaś iść do domu sama, ale on nie pozwolił ci i poszedł z tobą. Postanowiłem cię odwiedzić, by upewnić się, że nic ci nie jest… - Loczek po raz kolejny otworzył się przede mną i wytłumaczył całe zajście.
-Harry, nie wiem czy mogę ci zaufać… - powiedziałam, po wysłuchaniu jego wyjaśnień.
-Wiesz przecież, że… - nie dokończył.
   Loczek przystanął na chwilę, łapiąc mnie za rękę, która do tej pory była zupełnie zmarznięta, od mrozu i wiejącego wiatru. Chłopak zbliżył swoją twarz, tak, że teraz czułam na swojej skórze jego nieregularny oddech.
-Harry… - wyszeptałam, na co chłopak zbliżył się jeszcze bardziej.
   Byłam bardzo zagubiona, mimo że wiedziałam co się stanie. Zielonooki zbliżał swoje usta coraz bliżej dopóty, dopóki nie połączyły się w pocałunku. Znów poczułam łaskotanie w brzuchu i gwałtowne bicie serca chłopaka…
_________________________________
No cóż, mamy za sobą już kolejny pocałunek Harley (hahaha). 
Następny rozdział przewiduję na środę (13 XI 2013), chyba że nie będzie wystarczającej ilości komentarzy pod tym postem. 

ROZDZIAŁ 16 = 10 KOMENTARZY POD TYM POSTEM

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 14



   Jeszcze raz dokładnie zlustrowałam twarz dziewczyny, spoczywającej na ramieniu Hazzy. Od razu przypomniałam sobie ciemne, prawie czarne włosy, które teraz opadały na zieloną koszulkę Loczka, ciemne oczy, wpatrzone w jego niezbyt wesołą twarz i drobne ręce oplatające jego sztywne, spięte ramiona – Lindsay. Niedługo po poznaniu Zielonookiego ostrzegała mnie przed niebezpieczeństwem bijącym od niego. Dziwne, bo nie wyglądała na zbyt zmartwioną czy wystraszoną.
   Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w Zielonookiego i Lindsay, po czym udałam się szybkim krokiem w stronę wyjścia. Na zewnątrz było zupełnie ciemno. Nie miałam ochoty na samotny spacer, jednak nie miałam innego wyjścia. Ruszyłam w stronę mieszkania.
-Hayley? – zaraz po opuszczeniu klubu usłyszałam cichy głos dobiegający zza plecami.
 Zatrzymałam się niepewnie. Nie wiedziałam kto był za mną, gdyż nie potrafiłam rozpoznać tej osoby. Odwróciłam się na pięcie, czując w sercu silne ukłucia spowodowane strachem.
-Zayn? – spytałam z niedowierzaniem patrząc na stojącego tuż za mną bruneta.
Chłopak kiwnął głową po czym zaczął razem ze mną kroczyć w kierunku mojego domu.
-Nie czekasz na Harry’ego? – spytał po chwili.
-Nie… Widziałeś go? Był z Lindsay. – wyjaśniłam.
-Hmm… - mruknął. – Chyba kojarzę. Taka ciemnowłosa, z niebieskimi oczami?
-Właśnie. Ona i Harry się spotykają? – spytałam, dotrzymując kroku chłopakowi.
-Raczej nie. Czemu pytasz? – spojrzał na mnie z zastanowieniem.
Nie odpowiedziałam, ale zauważyłam, że zrozumiał bez lepszego wyjaśnienia.
-Odprowadzę cię. – rzucił, po czym przyśpieszył wolny do tych czas krok.
   Szliśmy w zupełnej ciszy, jednak nie dlatego, że nie mieliśmy wspólnych tematów, a dlatego, że po tym co zobaczyłam, nie miałam ochoty na rozmowę.
***
   Leżałam na pachnącej różami pościeli, która lekko drażniła moją skórę. Zastanawiałam się co mam zrobić, co poprawi mi zepsuty humor, jednak nie wpadłam na żaden genialny pomysł, który mógłby uratować całą sytuację.
   Ręką sięgnęłam na półkę, z której próbowałam ściągnąć telefon, jednak niezdarnym ruchem strąciłam go. Urządzenie z hukiem upadło na zimną podłogę. Razem z dźwiękiem upadającej komórki, usłyszałam, równie głośny dzwonek do drzwi, a następnie kroki matki. Wstałam z łóżka, po czym podeszłam do uchylonych drzwi, przez które się wychyliłam.
-Dzień dobry. – usłyszałam cichy, jednak dosyć wyraźny, znajomy głos dobiegający z parteru.
-Dzień dobry. – rodzicielka była wyraźnie zmieszana wypowiadając te słowa, gdyż brzmiały bardzo niepewnie.
-Nazywam się Harry Styles. Chciałem spytać… Hayley jest w domu? – moje zdziwienie tego dnia sięgnęło szczytu.
-Co on tu robi? – wyszeptałam cicho.
   Nie miałam ochoty słuchać dalszego dialogu. Z trzaskiem zamknęłam drzwi, po których później osunęłam się na podłogę, tak że teraz na niej spoczywałam. Nie miałam pojęcia, czym zająć myśli, by wyrzucić z nich Zielonookiego.
_________________________________________
Przepraszam, że taki krótki, ale wynagrodzę Wam to w rozdziale 15.
Jeszcze się wytłumaczę - nie sądziłam, że naprawdę dojdzie do (aż) 9 komentarzy pod poprzednim postem. Teraz zmniejszę trochę ich liczbę minimalną, ale to za chwilę.
Część 14 jest taka krótka, gdyż nie miałam dzisiaj weny, a poza tym  odmroziłam sobie rękę (ice & salt)...

ROZDZIAŁ 15 = 6 KOMENTARZY POD TYM POSTEM

czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 13



   Przez kolejne kilka dni, z Hazzą (bo prosił, by tak się do niego zwracać) spotykałam się jedynie w szkole, co pozwalało tylko na rozmowy podczas przerwy. Czasem zdarzało się, że w trakcie lekcji Zielonooki spojrzał na mnie, przy czym zabawnie poruszał brwiami, które przysłaniały ciemne loczki. Sytuacje te zazwyczaj kończyły się wrogimi minami innych uczennic podkochujących się w Harry’m. Trudno było znaleźć dziewczynę, której Loczek się nie podobał. Miał w szkole naprawdę wiele ‘’fanek’’, na które nie zwracał uwagi, co bardzo mnie cieszyło.
   Tego dnia postanowiliśmy wybrać się do klubu Zappers na imprezę. Wszystko byłoby w najlepszym porządku, gdyby nie pogoda, która zepsuła mi humor. Na zewnątrz było bardzo pochmurno, ciemno i tylko śnieg błyszczał, od blasku księżyca, który wyszedł na niebo zdecydowanie za szybko. Mimo wszystko postanowiłam spędzić ten wieczór z Loczkiem.
-Wychodzę dzisiaj. – ostrzegłam rodzicielkę, która ledwo zdążyła zdjąć buty, po ciężkim dniu w pracy.
-Z Harry’m? – spytała, patrząc na mnie lekceważąco.
-Nic nowego. – przekręciłam oczami.
-Znajomi z pracy ostrzegali, że… - zaczęła.
-Znajomi, tacy jak nasz ostatni gość? – przerwałam jej z kpiną w głosie.
-Co z nim nie tak? – mama wyraźnie była zdenerwowana.
Przemyślałam wszystko dokładnie, milcząc przy tym dobre trzy minuty. Postanowiłam nie odpowiadać na pytanie i zachować dla siebie to co powiedział mi Zielonooki. Znów równie obojętnie przeszłam koło ukochanej kobiety, a następnie udałam się w stronę schodów.
   Od kilku dni myślałam nad ubraniem nowej, błękitnej sukienki, którą zakupiłam podczas buszowania po sklepach razem z matką i tym razem miałam okazję. Dobrałam do niej ulubione, czarne botki za kostkę oraz złotą biżuterię, którą uwielbiałam nosić. Włosy związałam w luźny koczek, z którego wylatywały pojedyncze pasma, drażniące moją szyję. Ostatnimi czasy często myślałam nad przefarbowaniem rudawej czupryny, jednak szybko rezygnowałam.
   Opuściłam  szarawy budynek mieszkalny, zastając przed nim uśmiechniętego Loczka, który jak zawsze zlustrował całą moją sylwetkę, a następnie przygryzł szarmancko dolną, ciemnoróżową wargę.   
-Idziemy? – spytałam, na co chłopak złapał mnie za rękę i pociągnął delikatnie za sobą.
   Po drodze dużo gadaliśmy na nasz temat, choć nie za bardzo mi się to spodobało, ponieważ do tej pory byłam bardzo nieśmiała. Z trudem przebrnęłam przez rozmowę, która na szczęście nic nie wniosła. Przy okazji miałam okazję dowiedzieć się, że tym razem poznam przyjaciół Hazzy, co bardzo mnie zdenerwowało, gdyż nie byłam nawet przygotowana na taki zbieg okoliczności. Niepokój minął wraz z przekroczeniem progu klubu Zappers.
   Znów poraziło mnie to samo światło, ogłuszyła mnie ta sama muzyka, spotkałam jednak innych ludzi, którzy nawet nie zauważyli, że weszłam do budynku. Harry zaczął przepychać się przez tłumy tańczących, rozmawiających, flirtujących osób, na co oni zaczęli robić mu ścieżkę, co wyglądało jakby Loczek był wielką gwiazdą, a ludzie dookoła byli jego najwierniejszymi fanami.
-Dwa drinki, poproszę. – rzucił, ciągnąc mnie do baru mieszczącego się w rogu ogromnego pomieszczenia.
-Nie chcę skończyć jak ostatnio. – zaśmiałam się.
-Jestem przy tobie, więc będę cię pilnował. – chłopak spojrzał na mnie z wesołym wyrazem twarzy, po czym zaczął nerwowo stukać palcami w blat.
   Miałam spytać, dlaczego się denerwuje, jednak przeszkodził mi w tym barman, stawiając między nami dwa napoje. Harry od razu opróżnił swoją szklankę, a ja zaraz za nim.
-Możemy iść tańczyć. – uśmiechnął się łapiąc mnie za rękę.
   Spędziliśmy kilka dobrych chwil na tańcu, jednak na sali było bardzo gorąco. Postanowiłam więc, że pójdę do toalety odświeżyć się. Harry, nie chcąc słuchać odmowy, zaproponował, że mnie zaprowadzi. Po chwili znów przemierzaliśmy tłumy, by dostać się na korytarz, gdzie Loczek postanowił na mnie zaczekać.
   Weszłam do pustego pomieszczenia, od razu podchodząc do zlewu. Oparłam się na jego brzegach, po czym spojrzałam w lustro, zastanawiając się kogo w nim widzę. Nie znałam osoby, która znajdowała się przede mną, była kimś zupełnie obcym. Jeszcze chwile zastanowiłam się nad sobą, po czym stwierdziłam, że wszystko to przez drinka. Delikatnie odkręciłam kurek, na co z kranu polała się chłodna woda, pieszcząca suchą skórę moich dłoni. Przetarłam ostrożnie twarz, uważając na makijaż, nad którym spędziłam dobre pół godziny, a następnie opuściłam toaletę.
   Rozejrzałam się uważnie po korytarzu, gdzie miał czekać na mnie Harry, jednak nie zastałam go. Nie miałam pojęcia, gdzie poszedł i co teraz robi. Postanowiłam, że rozpocznę poszukiwanie. Znów udałam się w stronę ogromnego pomieszczenia, gdzie grała głośna muzyka, a imprezowicze tańczyli. Z wielkim kłopotem przebijałam się przez tłumy ludzi, nigdzie nie mogąc wypatrzeć Harry’ego.
   Po kilku minutach poszukiwać zauważyłam Zielonookiego, jednak nie samego. Do oczu napłynęły mi łzy, gdy zauważyłam uwieszoną na jego ramieniu dziewczynę.
___________________________________
ROZDZIAŁ 14 = 8 KOMENTARZY POD TYM POSTEM
  

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 12



   Harry otworzył się przede mną po raz pierwszy, mówiąc to co chciałam usłyszeć. W pełni mi zaufał i wyznał, co zaniepokoiło go w znajomym matki. Był przy tym naprawdę roztrzęsiony. Nie mogłam –i nie chciałam- zostawić go samego w takim stanie. Jeszcze przez kilka minut siedzieliśmy na zimnej ławce. Bardzo zmarzłam, dlatego Zielonooki oddał mi swoją kurtkę, po czym objął mnie silnym ramieniem. Nadal nie puszczałam jego zmarzniętej, dygoczącej ręki, gdyż nie uśmiechnął się.
-Nie chcesz tam wracać, prawda? – zapytałam, mimo że znałam odpowiedź.
-Nie… - potwierdził moje przypuszczenia, po czym jeszcze mocniej przyciągnął mnie do siebie.
Sama nie chciałam wrócić do mieszkania. Nie potrafiłabym spojrzeć w oczy ani rodzicielce, ani ojcu Harry’ego.
   Oparłam głowę na jego ramieniu, patrząc cały czas przed siebie. Widziałam jedynie ciemność i mgłę pieszczącą szumiące, pojedyncze liście, które nie zdążyły spaść z drzew. Wszystko dookoła wydawało się szare i smutne i tylko obecność Loczka poprawiała mój, już i tak zepsuty, humor.
-Jesteś pewny, że to twój ojciec?- spytałam po chwili ciszy, którą co jakiś czas przerywał huczący podmuch wiatru.
-Nie mam wątpliwości… Wszędzie go poznam. – odpowiedział, a następnie oparł swoją głowę na mojej, po czym wplótł palce, w moje długie za ramiona włosy.
-Wiesz, że bardzo się o ciebie martwię? – spytałam nie odrywając wzroku od obfitej mgły.
-To ja boję się o ciebie. – zaczął. – Ale dopóki jestem przy tobie, nic ci nie grozi.
-Nie możesz obronić mnie przed wszystkim. – zaczęłam bawić się palcami chłopaka.
-Spróbuję. – jego głos był zupełnie poważny.
   Pozycja, w której spoczywałam do tej pory, stała się bardzo niewygodna, więc- nadal w objęciach Harry’ego- podniosłam się z jego ramienia. Spojrzałam głęboko w błyszczące, od niewyschniętych łez, oczy Loczka, które lustrowały moją siną od zimna, twarz.
-Nie wrócimy do domu. – powiedziałam, bardzo poważnie.
-Chcesz uciec? – Zielonooki wyraźnie zdziwił się.
-Nie do końca… Możemy pójść na spacer, spędzić ten wieczór razem. – zaproponowałam.
-Twoja mama nie będzie miała nic przeciwko? – spytał, z zatroskanym wyrazem twarzy.
-Jest zbyt zajęta. – z trudem powstrzymałam się od przekręcenia oczami.
   Chłopak nie ciągnąc dalej rozmowy, wstał z zepsutej ławki, nadal nie puszczając mojej ręki. Powtórzyłam jego ruch, dlatego już po chwili maszerowaliśmy w stronę mojego domu. Nie miałam ochoty przerywać tej chwili, która dla mnie mogłaby trwać wiecznie.
-Pamiętasz jak pierwszy raz zaprosiłem Cię na spacer? – spytał po chwili milczenia.
-Nie potrafiłabym o tym zapomnieć… A jak wystraszyłeś mnie, gdy wracałam ze szkoły? – przypomniałam sobie strach, jaki Harry miał okazję zauważyć w moich oczach.
-Wtedy dowiedziałem się, gdzie mieszkasz. – chłopak zaśmiał się.
Postanowiłam, że dotrzymam obietnicy, i gdy tylko usłyszałam jego cichy śmiech, próbowałam puścić jego dłoń. Loczek trzymał mnie jednak bardzo kurczowo, nie pozwalając na puszczenie ręki.
-Obiecałam, że cię puszczę, gdy się uśmiechniesz. – powiedziałam, z zadowoleniem patrząc na jego twarz.
-Nie było żadnej umowy. – chłopak oblizał usta. – Po za tym, nie chcę, żebyś zmarzła, nie masz rękawiczek.
Na te słowa zaśmiałam się radośnie. Spacery z Harry’m były czymś, co wręcz uwielbiałam. Kochałam patrzeć na jego twarz, którą zawsze owiewał lekki wiatr, rozwiewający brązowe loki, na jego szczupłą sylwetkę, na promienisty uśmiech, na błyszczące, zielone oczy…
***
-Hayley, gdzie ty się podziewałaś? – przywitała mnie matka.
-Byłam na spacerze z Harry’m.  – wyjaśniłam.
-Martwiłam się. Dlaczego nie weszliście do domu? – pytania rodzicielki stawały się coraz bardziej dociekliwe.
-Mam się ze wszystkiego tłumaczyć? – spytałam.
-Nadal jesteś dzieckiem. – mama oparła się o futrynę drzwi kuchennych i z uwagą przyglądała mi się, gdy ściągałam z ramion kurtkę Zielonookiego.
-Za rok będę miała osiemnaście lat! – powiedziałam zdenerwowana.
Moje argumenty najwidoczniej podziałały, ponieważ rodzicielka nie powiedziała nic więcej, jedynie głośno westchnęła łapiąc się za głowę. Przeszłam obok niej obojętnie, udając się w stronę swojego pokoju, mieszczącego się na piętrze. Gdy tylko tam dotarłam, lekko rzuciłam się na miękkie, zaścielone łóżko, obleczone pachnącą pościelą, której zapach uniósł się w całym pomieszczeniu.
Wspaniały dzień, pomyślałam zamykając na minutę zmęczone powieki. 
_______________________________________
ROZDZIAŁ 13 = 7 KOMENTARZY POD TYM POSTEM
Szablon by S1K