czwartek, 31 października 2013

Rozdział 6



    Od czasu pocałunku nie rozmawiałam z Harry’m, ani przez moment. Chłopak przez długi czas był nieobecny w szkole, co spowodowało, że bardzo się martwiłam. Nie miałam pojęcia gdzie jest i co się z nim dzieje, a przy okazji moje życie przez te kilka dni znów stało się monotonne. Zrozumiałam, że to właśnie loczek nadaje sens mojemu istnieniu. Zaczęło mi na nim zależeć, jak na nikim innym do tej pory. Stał się nieodłączną częścią mojego życia, elementem układanki, jednak zniknął właśnie w tym momencie, w którym najbardziej go potrzebowałam – tuż po pocałunku. Nie miałam zamiaru mówić mu, że jest mi tak potrzebny, ponieważ nadal się go obawiałam. Miałam jednak wrażenie, że samej trudno mi stwierdzić, czego tak naprawdę mi brakuje.
   Zdobyłam się na odwagę i popytałam kilku uczniów o adres Harry’ego, który jak się okazało mieszka na sąsiedniej ulicy. Nie zwlekając postanowiłam odwiedzić go i dowiedzieć się co powoduje jego nieobecność.
   Od razu po szkole wybrałam się z wizytą do zielonookiego. Szłam jak zawsze tą samą drogą, jednak tym razem wielkim łukiem ominęłam swój dom. Po kilku następnych krokach miałam okazję ogarnąć wzrokiem ogromny budynek mieszkalny z numerem 101 – to właśnie tutaj znajdowała się rezydencja państwa Styles. Wiele słyszałam na temat rodziny Harry’ego. Podobno są to bardzo bogaci ludzie – matka jest stewardessą, a ojczym pilotem – jednak rzadko bywają w domu.
   Podeszłam do pięknie zdobionych, drewnianych drzwi, jednocześnie podziwiając ogród pełen niezbyt kolorowych (zapewne dlatego, że nastała jesień) kwiatów. Po chwili usłyszałam, że ktoś zbliża się do wejścia i przekręca klucz.
-Dzień dobry. – powiedziałam przyjaźnie, gdy drzwi otworzyła mi urocza kobieta w średnim wieku, bardzo podobna do loczka.
-Dzień dobry. – pani przywitała mnie dosyć niepewnie, po czym zmierzyła wzrokiem moją sylwetkę.
-Zastałam Harry’ego? – zapytałam po chwili.
-Tak, proszę wejdź. Zaraz zawołam syna. – kobieta wpuściła mnie do mieszkania, po czym wyruszyła w stronę długiego, krętego korytarza.
   Dom był naprawdę piękny. Dookoła było wiele kolorowych kwiatów w wazonach, wspaniałych obrazów, a także małych rzeźb. Ściany były pomalowane na mocny i wyraźny kolor – czerwony.  Dom od wewnątrz wydawał się jeszcze większy niż na zewnątrz.
-Hayley? – usłyszałam głos Harry’ego dobiegający zza moich pleców.
Odwróciłam się na pięcie, prawie wpadając na uśmiechniętego od ucha do ucha chłopaka.
-Co ty tu robisz? Jak do mnie trafiłaś? – zapytał, a następnie zaśmiał się.
-Uznajmy, że przyniosłam ci notatki z lekcji. – szybko wymyśliłam wymówkę.
W sumie nie potrafiłam inaczej odpowiedzieć na dość trudne pytanie loczka, ponieważ nie miałam konkretnego powodu, by do niego przyjść.
-Poza tym sporo uczniów zna twój adres. – dodałam po chwili.
-Mam lepszy pomysł niż nauka. – chłopak uśmiechnął się tajemniczo. – Chciałbym, żebyś poszła ze mną w jedno miejsce… - dokończył po chwili.
-Znów masz dla mnie jakieś niespodzianki? Tym razem nie będę już taka chętna. – zażartowałam.
-W sumie to nic poważnego, zwykła impreza, jednak bardzo zależy mi na tym, żebyś to właśnie ty towarzyszyła mi tego wieczoru. – loczek uśmiechnął się zadziornie, a ja zaczęłam swoje rozmyślania na temat wyjścia z nim.
   Bardziej zależało mi na rozmowie ze Styles’em, po za tym na imprezach bywałam bardzo rzadko, choć niejednokrotnie zdarzało mi się brać w nich udział. Harry’emu, jednak raczej nie chodziło o taką imprezę jak wesele czy spotkanie klasowe, w których udział brała nauczycielka. Wiedziałam w jakich miejscach bawią się moi rówieśnicy, a przynajmniej słyszałam z ich opowiadań na ten temat.
-W sumie, dlaczego nie? – powiedziałam bardzo pewnie.
Nie czułam się jednak zbyt komfortowo w tej sytuacji, ponieważ byłaby to moja pierwsza poważna impreza. Miałam też szczerą nadzieję, że rodzicielka nie będzie miała nic przeciwko, bo w końcu mam już siedemnaście lat…

środa, 30 października 2013

Rozdział 5



   Tym razem udało mi się uniknąć kary, która byłaby moją pierwszą. Pani dyrektor potraktowała mnie jednak dosyć łagodnie i już po krótkim pouczeniu dostałam pozwolenie na powrót do klasy.
-Proszę pani, chciałam jeszcze spytać… - zaczęłam nieśmiało, gdy już miałam opuścić gabinet.
-Słucham. – kobieta spojrzała na mnie w skupieniu, poprawiając okulary, które wcześniej znajdowały się nisko na jej nosie.
-Co zrobił Harry? Harry Styles. – zadałam pytanie, po czym nerwowo szarpnęłam rękaw mojego turkusowego swetra.
-Przykro mi, ale nie mogę o tym mówić.  – kobieta była wyraźnie zmieszana.
-Przepraszam za kłopot. – rzuciłam cicho, po czym udałam się w stronę klasy.
Myśli zajęła mi sprawa zielonookiego. Dlaczego była taką tajemnicą? Oczywiście, bardzo dobrze rozumiałam to, że nauczycielka ma zakaz ujawniania poufnych informacji na temat uczniów, ale ciekawość była silniejsza ode mnie. Bardzo szybko zdobyłam okazję, by dowiedzieć się czegoś więcej na temat chłopaka, gdyż zaraz po zajęciach zaczepił mnie w szkolnej szatni.
-Hayley, masz może ochotę na spacer dziś wieczorem? – zapytał, łapiąc mnie za ramie.
W sumie rzadko kiedy wychodziłam z domu, a szczególnie jesiennymi wieczorami, gdy robi się ciemno. Po krótkich przemyśleniach postanowiłam jednak skorzystać z jego propozycji i udać się z nim na krótką ‘’wycieczkę’’.
-Z chęcią. – po wypowiedzeniu tych słów, kąciki moich ust wzniosły się ku górze tworząc szczery uśmiech.
-Będę na ciebie czekał pod twoim domem o 19:00, bo w końcu wiem gdzie mieszkasz. – chłopak zaśmiał się, a ja przypomniałam sobie ciemny, ale ciepły wieczór, kiedy to właśnie odprowadzał mnie pod mieszkanie.
   Do domu wróciłam dosyć późno, więc zdążyłam jedynie pogadać z mamą na temat spaceru.
-Kim jest ten chłopak? – spytała nie odrywając wzroku od krzyżówki.
-Nazywa się Harry… Zapisał się do naszej szkoły jakieś trzy tygodnie temu. – tłumaczyłam, nie wiedząc co więcej mogę na jego temat powiedzieć.
Loczek był bardzo tajemniczą osobą, do której naprawdę trudno było dotrzeć. Nie otworzył się jeszcze przed nikim, a ja miałam to szczęście, że mogłam być wyjątkiem. Zauważyłam, że chłopak  w pewnym sensie mi ufa, choć nie jest to jeszcze pełne zaufanie.
-To on. – rzuciłam, gdy zauważyłam ciemną sylwetkę stojącą przed bramą.
-Tylko nie wróć zbyt późno. – mama uśmiechnęła się do mnie jak nigdy.
Czułam, że jest bardzo zadowolona z mojego wyjścia. Mam przecież siedemnaście lat, a bardzo rzadko wychodzę z domu. W prawdzie to, że jestem domatorką nie jest czymś dziwnym, gdyż w młodości mój ojciec też rzadko wychodził z domu… Przynajmniej to o nim wiem z opowieści mojej babci.
Tata zginął w wypadku samochodowym, w drodze do pracy. Miałam wtedy niecałe siedem lat i mało co rozumiałam, a właściwie prawie nic. Po prostu bardzo za nim tęskniłam, a życie bez niego było puste. W domu było bardzo cicho, gdyż wtedy mało rozmawiałyśmy z mamą.  Czasami tylko słyszałam w nocy jej rozpaczliwy płacz. Myślałam, że to ja jestem dla niej problemem i także zaczynałam płakać. Rodzicielka nie miała jednak okazji zobaczyć moich łez, ponieważ bardzo starałam się je ukryć.
-Harry! – uśmiechnęłam się na widok chłopaka, kiedy to opuściłam mieszkanie.
Loczek popatrzył na mnie również z szczęśliwym wyrazem twarzy. Najwidoczniej cieszył się, że spędzi ze mną wieczór.
-Więc, gdzie idziemy? – zapytałam patrząc głęboko w jego błyszczące od blasku lamp oczy.
-To niespodzianka. – powiedział głosem, w którym dopatrzyłam się tajemniczości, ale również zadowolenia, które okazywał spoglądając na mnie.
-Nie przepadam za niespodziankami… - wyjaśniłam przewracając żartobliwie oczami.
Chłopak od razu zrozumiał, że nie mówię poważnie, ponieważ złapał mnie za nadgarstek i bez słowa prowadził za sobą, w kierunku tak zwanego starego parku.
   Tylko raz byłam w tym opuszczonym, nie sprawującym już swoich zadań, parku. Kiedyś było to miejsce spotkań nastolatków i osób starszych, ale bardzo szybko opustoszało, ze względu na swoją atmosferę (miejsce szybko przejęli chuligani).  Park stał się miejscem bójek, w których brały udział nie tylko osoby z naszego liceum, ale także innych szkół.
   Nie myliłam się - Harry zabrał mnie właśnie w to miejsce. Niestety bardzo mało widziałam, gdyż było już zupełnie ciemno, a dookoła nie było ani jednej lampy.
-Dlaczego zabrałeś mnie właśnie tutaj? – spytałam, gdy mijaliśmy kolejno połamane drzewa i ławki.
-To miejsce przywołuje mi bardzo dużo wspomnień.  – odpowiedział loczek po czym zamyślił się na moment.
-To tu odbywają się bójki? – spytałam z myślą, że dowiem się czegoś o Harrym.
-Tak… - chłopak odpowiedział krótko.
-Biłeś się kiedyś? – ciągnęłam dalej.
Chłopak popatrzył na mnie z bardzo poważną miną. Był lekko zagubiony i dość długo myślał jaka odpowiedź mnie zadowoli. Miałam nadzieję, że będzie ze mną szczery, ale nie chciałam zmuszać go do mówienia na ten temat. To jego życie i to właśnie on decyduje za siebie.
-Nie bój się. – zielonooki zdawał się wyczuć moje zdenerwowanie i zaniepokojenie.
   Przystanął na moment, a ja razem z nim. Staliśmy teraz w bezruchu patrząc sobie w oczy i jednocześnie milcząc. W pewnym momencie Harry złapał moją dłoń i przysunął mnie do siebie, tak, że teraz czułam bicie jego serca, które z każdą chwilą przyśpieszało. Jego ręce trzęsły się, a spojrzenie powędrowało na moje usta, które drżały z emocji. Wiedziałam co zaraz się stanie… Twarz loczka jeszcze bardziej zbliżyła się do mojej, co spowodowało, że musiał się lekko nachylić, gdyż był ode mnie zdecydowanie wyższy. Sekundy mijały nam na wpatrywaniu się w siebie, aż do momentu kiedy nasze usta połączył pocałunek…

poniedziałek, 28 października 2013

Rozdział 4



   Przekroczyłam próg szarawego budynku szkoły, jak zawsze zastając w niej gromadki uczniów oczekujących na zajęcia. W dość dużym tłumie udało mi się wypatrzeć  Harry’ego opierającego się o parapet. Wyglądał na zdenerwowanego, ponieważ zauważyłam, że co jakiś czas niespokojnie przygryza wargę. Stał zupełnie sam, kilka dziewczyn przyglądało mu się z uwagą i szeptało między sobą. Po chwili do Zielonookiego podeszła wysoka kobieta w średnim wieku – dyrektorka. Jej mina wcale nie wyrażała zachwytu i z łatwością szło zauważyć, że jest czymś przejęta. Powiedziała coś do Harry’ego, na co on spuścił głowę. Widocznie także nie był zadowolony.  Nie usłyszałam ich rozmowy, ponieważ dookoła był okropny szum. Postanowiłam więc odpuścić sobie podsłuchiwanie i udałam się na lekcje.
   Nauczycielka przybyła do klasy dopiero po kilku minutach. Gdy już zasiedliśmy do ławek obejrzałam się dookoła i zauważyłam, ze nie ma z nami Harry’ego. Bacznie obserwowałam innych uczniów, którzy także zauważyli nieobecność chłopaka. Najwidoczniej nikt nie wiedział, gdzie on jest, gdyż w klasie zaczęły się ciche dyskusje na ten temat. Zupełnym przypadkiem usłyszałam kilka sugestii rówieśników.
-Harry pobił się z Nathane'm. – oświadczyła dziewczyna w ławce za mną.
-A ja słyszałam, że został przyłapany na piciu alkoholu. – poprawiła ją druga.
-Tak czy inaczej zostanie ukarany. – podsumował chłopak siedzący po mojej prawej stronie.
   Wszystko to nie mieściło mi się w głowie. Trudno było mi uwierzyć w wersie kolegów z klasy.
Przecież on taki nie jest!, uspokoiłam się.
Nie potrafiłam skupić się na lekcji. Czułam, że muszę wyjść z klasy, znaleźć Harry’ego i spytać się czy to prawda, a później wyjaśnić wszystko reszcie osób. Nie lubiłam kiedy ktoś rozpowiadał plotki, dlatego rzadko kiedy brałam w nich udział. Ta, do której posunęli się moi rówieśnicy była dla mnie zupełnym przegięciem, bo przecież oskarżyli go zupełnie pochopnie. Nie mieli prawa oceniać całej sytuacji, gdyż nie wiedzieli co tak naprawdę zaszło. Musiałam zareagować.
-Dajcie spokój Harry’emu! – krzyknęłam głośno, jednocześnie  gwałtownie wstając z krzesła.
Klasa umilkła. Oczy wszystkich zwróciły się na moją drobną sylwetkę. Każdy z uczniów miał rozchylone usta. Nie wiedzieli co się właśnie stało. Byli zszokowani.
-Hayley, udasz się do pani dyrektor. – usłyszałam zza pleców donośny głos nauczycielki.
Nigdy nie miałam okazji pojawiać się w gabinecie naczelnej osoby w szkole. Zawsze zachowywałam się odpowiednio, ale tym razem wyprowadzono mnie z równowagi. Nie mogłam im pozwolić na takie oszczerstwa wobec Harry’ego. Nie upierałam się przy zastaniu w klasie, bo wyjście z niej dawało mi szansę na spotkanie Loczka.
-To ja już pójdę. – powiedziałam, jak gdyby nigdy nic.
Po opuszczeniu klasy zdałam sobie sprawę, że zrobiłam coś, do czego wcześniej bym się nie posunęła – zachowałam się źle. Do tego postawiłam się w obronie osoby, której praktycznie w ogóle nie znam. Nie mogłam się jednak wycofać. Szłam przed siebie mijając kolejno sale A, B, C...
Już z daleka widziałam, że przed pokojem dyrektorskim ktoś stoi.
-Harry? – szepnęłam, a chłopak spojrzał się na mnie po czym zaczął kroczyć w moim kierunku.
-Hayley, co ty tu robisz? – Zielonooki nie ukrywał zdziwienia, jakie wywołała na nim moja osoba.
-Długo opowiadać… Jak ty się tu znalazłeś? – spytałam nalegająco, chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.
-W sumie nic wielkiego... Nie chcę o tym mówić. – chłopak patrzył na mnie z lekkim zdenerwowaniem.
Dokładnie widziałam rozgorączkowanie w jego oczach. Zestresowany, gwałtownie przygryzł wargę, po czym zaraz po jego brodzie polał się wąski, czerwony strumień. Chłopak przetarł krew ręką, spoglądając na mnie z dziwnym, mało pewnym wyrazem twarzy. Od razu zareagowałam, sięgając do kieszeni jasnych dżinsów, po chusteczkę higieniczną, którą później wytarłam czerwoną brodę zagubionego Loczka, na co on zareagował uśmiechem.
   Jeszcze przez chwilę staliśmy w milczeniu, po czym zostałam wywołana, przez znajomy z lekcji matematyki, głos. Weszłam do dosyć ciasnego pomieszczenia, na ścianach, którego porozwieszane były różnego rodzaju plany lekcji, informacje o uczniach, czy o spotkaniach.
-Hayley, muszę na chwilę wyjść. To nie potrwa długo. Zajmij miejsce i zaczekaj. – tymi słowami zostałam przywitana przez kobietę, która po chwili opuściła własne biuro zostawiając mnie samą.
Usiadłam na niskim krześle, po czym znów rozejrzałam się dookoła. Zauważyłam kilka kartek na temat wycieczek, o których do tej pory nie wiedział żaden z uczniów, jednak moją uwagę przykuło zupełnie co innego, a dokładnie rzecz ujmując, była to kartka z napisem ‘’Nowi uczniowie’’. Na druku wymienione było kilka nazwisk osób, które niedawno dołączyło do naszego liceum oraz powody zmiany szkoły.
-Mitchell, Brown, Hall, Lewis, Styles… Chwila! Styles! – od razu rozpoznałam nazwisko Harry’ego. – ‘’Uczeń został wyrzucony z liceum Sword & Cross za liczne pobicia…’’
Informacja, którą przeczytałam wywołała ogromne zdziwienie, a także rozczarowanie osobą Loczka. Nadal nie mogłam uwierzyć, w to, że ten miły, przyjazny chłopak mógłby kogoś skrzywdzić.
   Przemyślenia na temat chłopaka szybko odeszły, gdy do gabinetu wróciła dyrektorka…

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 3



   Tego dnia wieczór zapadł zdecydowanie za szybko. Kiedy wracałam z zajęć było już zupełnie ciemno. Szłam więc spokojnym, opanowanym krokiem w kierunku mieszkania, marząc tylko o gorącej kąpieli po całym dniu nauki. Po drodze myślałam o wielu rzeczach i wydarzeniach bardzo oddalonych od dnia dzisiejszego – o przyszłości.
   Z rozmyślań wyrwał mnie lekki podmuch jesiennego wiatru oraz uczucie czyjejś obecności. Wydawało mi się, że ktoś za mną idzie jednak nie miałam odwagi, by spojrzeć przez ramię. Przyśpieszyłam krok, co spowodowało, że osoba za mną zaczęła także szybciej zmierzać w moim kierunku. Nagle moje serce wręcz zamarło. Na ramieniu poczułam czyjąś dłoń. Z przerażenia aż przystanęłam bez ruchu.
-Hayley. – usłyszałam znajomy głos wypowiadający moje imię.
-Ha-harry? – spytałam z dużym zwątpieniem w głosie, a osoba, która jeszcze przed chwilą stała za mną złapała mnie za rękę i obróciła w swoją stronę.
Miałam rację, przede mną stała teraz ciemna od zmroku, prawie czarna sylwetka, z burzą loków na głowie.
-Co ty tu robisz? – powiedziałam ze złością, gdy już ochłonęłam po całej tej sytuacji.
-Też idę w tamtą stronę. Pomyślałem, że cię odprowadzę. – wyjaśnił nadal trzymając mnie za rękę.
Poczułam jak rumieńce zalewają moje, zsypane piegami, policzki. Miałam jednak nadzieję, że dzięki ciemności nie zauważy, że moja twarz stała się czerwona.
-Wystraszyłeś mnie. – byłam zawstydzona.
-Przepraszam, nie chciałem. – chłopak pociągnął mnie za sobą, a następnie puścił moją dłoń.
Szliśmy teraz w zupełnej ciszy. Nie mieliśmy ochoty na rozmowę. W milczeniu przemierzaliśmy następne metry. Ulica była zupełnie pusta. Nikt nie szedł, a jedynie co jakiś czas drogą przejeżdżał samochód. 
   Spojrzałam ukradkiem na Harry’ego, który szedł teraz obok mnie z bardzo skupioną miną. Przypomniałam sobie wtedy o tym, co powiedziała mi czarnowłosa dziewczyna z klasy. Byłam teraz bardziej przerażona, niż wtedy, gdy chłopak niespodziewanie złapał mnie za ramię.
   Po krótkiej, lecz bardzo ciągnącej się chwili dotarliśmy pod szary budynek – mój dom.
-Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. – powiedziałam patrząc głęboko w jego zielone oczy, które teraz błyszczały w blasku lamp.
Chłopak nic nie mówiąc skinął głową i odszedł. Spojrzałam jeszcze raz na jego ciemną sylwetkę, która kroczyła w kierunku sąsiedniej ulicy.
***
Otworzyłam zaspane nadal oczy, po czym spojrzałam na zegarek wskazujący 6:20. Podniosłam się na łokciach, po czym sięgnęłam po szklankę wody leżącą na nocnej szafce. Wypiłam całą zawartość naczynia, a następnie odstawiłam je na miejsce. Jeszcze chwilę leżałam w ciepłym łóżku, marząc o cofnięciu się w czasie do 22:00 kiedy to właśnie szłam spać. Następnie  stwierdziłam, że muszę stanąć na nogi.
   Założyłam na siebie - jak zawsze - to co miałam pod ręką, po czym udałam się w stronę kuchni, gdzie czekała na mnie mama ze śniadaniem.
-Dzień dobry, skarbie. – rodzicielka uśmiechnęła się. – Zrobiłam ci kanapki.
-Dziękuję. – rzuciłam krótko.
Nie miałam ochoty na jedzenie. Po głowie nadal krążyła mi sytuacja z dnia wczorajszego.
Czy to naprawdę się stało?, zadałam sobie w myślach pytanie.
Nikt z klasy nie interesował się moim życiem. Nigdy nie pytali ‘’Co u ciebie słychać?’’, czy ‘’Co dzisiaj robisz?’’. Od kiedy w klasie pojawił się Harry wszystko zaczynało się zmieniać. Myślał o mnie, ale dlaczego?
-Idę do pracy, córeczko. – mama odgoniła moje myśli. – Wracam dzisiaj wcześniej.
Nie zareagowałam na słowa najukochańszej kobiety. Nie zauważyłam nawet kiedy wyszła z domu. Po kilku głębszych przemyśleniach też opuściłam mieszkanie, by udać się do szkoły…

sobota, 26 października 2013

Rozdział 2



   Następnych kilka dni spędziłam w domu, gdyż zachorowałam. Nie było to nic poważnego, zwykłe przeziębienie trwające tydzień, przez które mama musiała wziąć wolne w pracy. W ciągu mojej nieobecności w szkole, zdążyłam przeczytać kilka naprawdę dobrych książek oraz pouczyć się - nic nowego.  Wolne dni traktowałam jako odpoczynek od ‘’kolegów’’ z klasy. Rówieśnicy często działali mi na nerwy bez konkretnego powodu. Być może nie powinnam ich tak pochopnie oceniać, gdyż nie gadałam z nimi zbyt często. Zazwyczaj podchodzili do mnie, gdy chcieli się dowiedzieć co jest zadane lub z czego będzie najbliższy sprawdzian.
   Po długim wylegiwaniu się postanowiłam, że czas stanąć na nogi i znów odwiedzić budynek liceum, w którym według nauczycieli, byłam zawsze mile widziana. Zakatarzona wstałam z łóżka, jak zwykle o 6:30 i wykonałam wszystkie poranne czynności. Zajęły mi one tym razem trochę więcej czasu niż zwykle, zapewne przez niemijające przeziębienie.
   Po wyjściu z domu twarz ogrzał mi ciepły powiew, jesiennego wiatru, który uwielbiałam. Szłam chodnikiem, po drodze mijając mnóstwo ludzi – zadowolonych i mniej szczęśliwych. Dookoła mnie wirowały pomarańczowe, czerwone i brązowe liście, które skończyły swój letni ‘’staż’’ na drzewach i teraz wylądowały na poboczach. Nad moją głową unosiła się ciemna, prawie czarna chmura, jednak nie padało.
Jestem prawie na miejscu, pomyślałam, gdy zauważyłam szary budynek szkoły. Po przekroczeniu jego progu usłyszałam głośny, donośny dźwięk dzwonka. Skierowałam się, więc do sali A, na lekcję biologii.
   Nikt jeszcze nie wszedł do pomieszczenia. Rówieśnicy czekali na spóźniającą się nauczycielkę. Postanowiłam nie rzucać się zbytnio w oczy i usiadłam na ławce po czym wyjęłam podręcznik z plecaka, a następnie zaczęłam kartkować kolorowe, zapełnione obrazkami strony. W pewnej chwili poczułam, że ktoś zajął miejsce obok mnie. Nie widziałam tej osoby, ale czułam jej spojrzenie na sobie. Gwałtownie podniosłam głowę i popatrzyłam w lewą stronę. Zobaczyłam Harry’ego, który wzrokiem badał moją sylwetkę.
-Cześć, Hayley. – powiedział po chwili, po czym uśmiechnął się.
Nie wiedziałam jak mam zareagować. Wyjęknęłam tylko ciche ‘’Cześć’’ i znów wróciłam do dalszego lustrowania książki. Chłopak jeszcze raz na mnie spojrzał po czym odszedł zawiedziony bez słowa.
   Gdy wchodziliśmy do klasy zaczepiła mnie czarnowłosa dziewczyna, którą kojarzę z niektórych zajęć.
-Hayley, uważaj na Harry’ego. – szepnęła łapiąc mnie za nadgarstek.
-Co z nim nie tak? – spytałam ze zdziwieniem patrząc w jej duże, brązowe oczy.
-On jest niebezpieczny… Wiesz czemu znalazł się w naszej szkole w środku semestru? Został wyrzucony za bójkę z poprzedniego liceum. – tłumaczyła, a ja z niedowierzaniem spojrzałam na siadającego w ławce chłopaka. – Lepiej żebyś się z nim nie zadawała.
Harry wydawał się być bardzo miłym chłopakiem. Pomógł mi przecież pozbierać książki, przeprosił… Co w nim złego?
-Dlaczego mi to mówisz? – spytałam po chwili dłuższego zastanowienia się.
Nigdy ze mną nie rozmawiała, więc dlaczego teraz miałaby mnie ostrzegać przed niebezpieczeństwem? Kiedyś nawet mnie nie zauważała, a teraz nagle stała się troskliwą koleżanką, a po za tym Harry wcale nie wydawał się być kimś groźnym, wyglądał na miłego chłopaka.
-Chcę ci pomóc. – powiedziała, po czym odeszła, by zająć swoje miejsce w ławce, a następnie rzuciła mi porozumiewawcze spojrzenie, na które nie zareagowałam.
   Lekcje tego dnia mijały mi bardzo szybko. Starałam się nie myśleć o tym, że Harry może być niebezpieczny. Postanowiłam go unikać i wychodziło mi to bardzo sprawnie, jednak do czasu...
Szablon by S1K