Rozpatrzenie wyjazdu
Harry’ego zajęło mi kilka naprawdę długich dni. Chłopak przepadł ze śladu, nikt
nie wiedział gdzie jest, co się z nim stało. Jedynie Lindsay władała informacją
o prawdopodobnym wyjeździe Loczka, jednak sama przyznała, że nie zna powodu
wyjazdu. Po prostu… przepadł jak kamień wodę! Wyjechał, zniknął z mojego życia,
jednak nie z mojego serca, które zdawało się krwawić na samą myśl o jego
zielonych połyskujących w blasku księżyca oczach, o pięknych, błyszczących, kręcących
się, kasztanowych włosach, czy pięknym uśmiechu, który zdobił jego twarz.
Codzienne
rozpaczanie i zdenerwowanie nie przynosiły radosnych skutków lecz ból głowy na
przemian z okropnym bólem brzuchem. częste wizyty u lekarza i zdołowanie były
na porządku dziennym i trwały kilka naprawdę długich dni.
Wiele razy próbowałam dodzwonić się do Zielonookiego, jednak
zawsze włączała się poczta, tak jakby zmienił numer, tylko dlaczego?
Dopiero po pewnym czasie dotarła do mnie informacja o tym,
gdzie Harry się znajduję, a mianowicie był ze swoimi rodzicami w małej
miejscowości leżącej w pobliżu Londynu - Chelmsford. Długo walczyłam o to, by
się dowiedzieć, gdzie znajduje się chłopak. Byłam gotowa zakraść się do
gabinetu dyrektorki, by przeszukać akta Loczka. Nie było to jednak takie trudne,
ponieważ szkoła brała udział w projekcie, a ja zostałam wyznaczona do
zorganizowania listy uczniów. Jedna z nauczycielek wysłała mnie do pokoju pani
dyrektor po kartkę, a że naczelnej nie było z łatwością mogłam przejrzeć kartę
Harry’ego, która jak się okazało była pełna zapisek o bójkach i nietaktownym
postępowaniu, dopiero ostatnia strona mówiła o tym, gdzie Styles aktualnie się znajduję.
Nie miałam
zielonego pojęcia jak dostać się do Chelmsford, a raczej jak poradzić sobie z
nadopiekuńczą rodzicielką.
-Mamo, błagam cię… Pozwól mi tam jechać. – mój głos brzmiał
bardzo poważnie, pokazywał, że jestem dojrzałą, odpowiedzialną osobą. – Wiesz,
że dam radę.
-Pojedziesz tam tylko dla Harry’ego? – mama odłożyła na stół
kubek gorącej, parującej na zimnym powietrzu herbaty.
-To mój… przyjaciel. – powiedziałam krótko, długo szukając
odpowiedniego określenia dotyczącego naszej znajomości.
-Chyba miał jakiś powód do wyjazdu? Nawet ci o tym nie powiedział.
– argumenty matki stawały się coraz silniejsze.
-To tylko kilka kilometrów… - nie poddając się nadal
próbowałam wyjaśnić, że wyjazd jest dla mnie ważny.
Rodzicielka znów podniosła rozgrzany kubek, po czym
pociągnęła łyk i znów odstawiła go na drewnianą powierzchnię.
-Słuchaj… - przychyliła się do mojej twarzy, mówiąc oschłym
tonem. – Nigdzie nie pojedziesz.
Zrezygnowana przekręciłam oczami, rzucając matce
zdenerwowane, obrażone spojrzenie. Kobieta zaczęła działaś mi na nerwy, na nic
mi nie pozwalała, a przecież to tylko parogodzinny wyjazd. Czego mogła się
obawiać? Nie miała najmniejszych powodów do strachu o moją osobę i tak spędzała
mało czasu w domu, w każde popołudnie byłam sama, gdyż musiała chodzić do
pracy.
Udałam się schodami
na piętro wprost do mojego pokoju, gdzie z płaczem rzuciłam się na łóżko
zakrywając twarz pierzastą poduszką. W sercu czułam ogromny uraz i żal do
matki. Byłam pewna, że sama pojechałaby, gdyby tylko była na moim miejscu.
Moje myśli skupiły się wokół rodzicielki… Przecież cały
dzień jest w pracy i nie wie co dzieje się w domu… Nie zauważyłaby nawet,
gdybym pojechała…
Wow mój komentarz jest pierwszy :) Rzadko mi się to zdarza xD
OdpowiedzUsuńRozdział jak zawsze BOSKI <3 Tylko strasznie szkoda mi Hayley , Harry wyjechał tak bez śladu, bez żadnych słów wyjaśnienia...pożegnania, musi jej Być bardzo ciężko. Czekam na next ! ;D
@Minkaaa6
Rozdział na prawdę super :) Nie wiem jak reszta, ponieważ w wolnej chwili przeczytam od początku aż do końca.. Ale trzymam kciuki i gratuluję talentu!
OdpowiedzUsuńPs. Dziękuję za komentarz u mnie, wiesz, ze wiele dla mnie znaczy.
Genialny rozdział! To całe napiecię, które tworzysz jest po prostu genialne, czekam nn ;***
OdpowiedzUsuń