Także znowu napiszę pokrótce kilka ogłoszeń parafialnych. :)
-Nowy rozdział na tym blogu pojawi się w piątek (17 stycznia).
-Cieszę się, że poprzedni rozdział tak Was zadziwił. To właśnie miał na celu. :)
-Nie zapomnijcie skomentować, gdy przeczytacie.
_________________________________________________________
Otworzyłam oczy, lekko przecierając zaspane powieki. Moje
spojrzenie spotkało się z sufitem, gdy w pomieszczeniu rozległ się donośny
dźwięk, który przytłumił denerwujące ‘’pikanie’’ jakiejś aparatury.
-Obudziła się, obudziła! – usłyszałam głos matki.
Popatrzyłam w stronę ukochanej kobiety patrząc na jej
czerwone, zapłakane oczy.
-Gdzie ja jestem? – wyjąknęłam bezsilnie.
-W szpitalu, Ley. – odpowiedziała przejeżdżając ręką po moim
czole, co spowodowało ogromny ból i ucisk w głowie.
-Boli… - jęknęłam.
-Wiem. – matka od razu zabrała rękę z mojej głowy.
Do sali wpadł łysy, wysoki mężczyzna w kitlu, z okularami opadłymi
prawie na czubek nosa.
-Obudziła się? – spytał patrząc na matkę. – Masz wiele
szczęście… - zwrócił się do mnie. – Złamanie nie jest otwarte, a wręcz bardzo
lekkie, więc będziesz w gipsie tylko 3 tygodnie.
-Świetna wiadomość. – matka uśmiechnęła się przez łzy.
Lekarz opuścił pomieszczenie.
-Przepraszam, mamo. – jęknęłam.
Rodzicielka usiadła na krześle obok, po czym głośno westchnęła,
układając twarz w dłoniach.
Korzystając z chwili ciszy postanowiłam rozejrzeć się
dookoła, by dokładnie zobaczyć moje miejsce spoczynku. Zaczęłam od prawej
strony, gdzie łóżko i ścianę dzieliła jedynie duża maszyna, z której wydobywał
się dźwięk równego, jednostajnego ‘’pikania’’ oraz kroplówka, do której byłam
podłączona. Następnie moje spojrzenie napotkało matkę siedzącą zaraz przy urządzeniu,
a później szafki. Na kolejnej ścianie widniały szklane drzwi. Dzięki ich szybie
mogłam zauważyć wszystko co działo się na korytarzu – mnóstwo krzątających się
ludzi w fartuchach i bez fartuchów, biegających z papierami, jeżdżących na
wózkach, chorych i zdrowych, dzieci, nastolatków i dorosłych. Następnie
przeniosłam wzrok na kolejną ścianę, która była pusta, jednak nie zupełnie. Zauważyłam
opierającego się o nią szatyna z lokami na głowie. Zobaczenie jego twarzy nie
było możliwe, gdyż spuszczona była w dół, jednak od razu poznałam go po
sylwetce – był to Harry. Nie miałam pewności czy płakał czy po prostu nie miał
odwagi spojrzeć na mnie. Gęste loki zasłaniały jego zielone oczy, które kiedyś
świeciły dla mnie pięknym blaskiem.
Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że nie znałam nawet daty,
gdyż ostatnie co pamiętam to upadek wzdłuż chodnika, mocno stłucone kolano
(które teraz znajduje się w ociężałym gipsie) jak i mocne uderzenie czymś
twardym o głowę.
Gwałtownie odwróciłam się, by zadać zmęczonej rodzicielce
pytanie.
-Mamo, jak się tu znalazłam? – spytałam, choć dobrze
pamiętałam ostatnie wydarzenia z tego dnia.
-Spytaj Harry’ego. – matka podniosła schowaną do tych czas
twarz, dokładnie ogarniając wzrokiem sylwetkę chłopaka. Także spojrzałam na
Zielonookiego, który podniósł zapłakane, zaczerwienione oczy. Jego usta od razu
rozchyliły się w niepewności.
-No… - pogoniła go moja matka.
Loczek nie odpowiadając udał się do wyjścia, następnie
szarpnął za klamkę szklanych drzwi, trzaskając nimi na pożegnanie.
-Mówiłam ci, to nie jest odpowiedni chłopak dla ciebie. – ukochana
kobieta jednym zdaniem skomentowała zachowanie nastolatka.
Nie wiedziałam co powinnam odpowiedzieć. Złapałam się za
głowę, dłońmi wyczuwając, że obwiązana jest bandażem. Każdy nawet lekki dotyk
powodował duży ból.
-Przyniosę ci coś do picia. – matka uniosła się z wielkim
trudem, zostawiając mnie samą.
Nadal nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę się stało.
Zachowanie Harry’ego tamtego wieczoru było niewyobrażalne. Obawiam się, że
zobaczyłam coś, czego nie powinnam była widzieć.
Dobra - chyba nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, więc od razu mówię, że przepraszam za to :( Na szczęście nadrobiłam wszystko i jestem :) Trochę krótki, ale równie ważny, jak te dłuższe! Nie mogę uwierzyć w to, że Harry przez nią płakał :O A taki bad boy się wydawał... Jej matka do idiotka! Harry jest milion razy lepszy od swojego ojca, a tak skomentowała jego zachowanie. Nie widziała, że chłopak przejął się wszystkim? -.- Sama nie jest lepsza, bo umawia się z sukinsynem, który ma romans z jakąś małolatą!! Nie mogę doczekać się następnego rozdziału *.* Pozdrawiam xx
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! ;***
OdpowiedzUsuńNie wierzę, że Styles aż tak bardzo się martwił. A potem co? Tak po prostu sobie wyszedł. Jej matka wcale nie lepsza. Czepia się tylko. Przecież ma oczy. ;o
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny. ;)
http://used-fanfiction.blogspot.com/
Yyyy co on tak wyszedł!??? Omg. KIM ON JEST tak naprawde??? Najpierw udaje miłego i słodkiego a później okazuje się być... jakiś nie normalny.
OdpowiedzUsuńHarry się martwi (Mi sie wydaje że Harry się zakochał w Hayley ) ale to dziwne że on nagle wyszedł ... Ale rozdział świetny <3 Zresztą jak zawsze :*
OdpowiedzUsuń@Minkaaa6
Dlaczego tak krótko? >płaczę<. :c Oj Harry, Harry trudno Cię rozgryść. Szkoda mi Ley... I słowa jej matki, że Harry nie jest odpowiednim chłopakiem dla niej, wrr! A może by tak odrobinę wsparcia?! Ogólnie ciekawy rozdział, czekam na następny. :*xx
OdpowiedzUsuńNo ale Hazza jest taki słodki! Jak go tu nie kochać? ;c
OdpowiedzUsuńNo okeey... Rozdział jak zwykle napisany genialnie. Ale mam problem z powiedzeniem czegoś więcej o nim. Jest... przeciętny, nie żadne "Wow!!". Także dupy nie urywa, ale i tak jest boski!! Wszytko, co piszesz jest boskie <3 Już nie mogę doczekać się tego kolejnego rozdziału. Naprawdę, bardzo się cieszę, że znalazłam Twojego bloga/ Twój blog [nie wiem, jak jest poprawnie xD] ;D
OdpowiedzUsuń